Otakowy zakład psychiatryczny
Otworzył jedno oko, potem drugie, wciąż trwając w cudownym śnie. Dopiero po parunastu sekundach wpatrywania się w, szturchającego go, Kentę dotarło do niego, co się dzieje.
- Cholera! - rzucił wyskakując z łóżka. Żadna nowość, zawsze się spóźniał, zawsze zasypiał. Uwielbiał latać w nocy, więc sypiał mało, co kończyło się tym, że nie budził się na daną godzinę.
Złapał za swój mundurek i zaczął go na biegu zakładać. Wskoczył do łazienki, gdzie tylko przepłukał usta płynem, na szczotkowanie nie było czasu, przeczesał nieogarnięte kosmyki. Wychodząc, minął się z Kentą, który teraz zamierzał skorzystać. Alex spakował szybko wszystko do torby na ramię i na biegu zakładając buty, czekał na Kentę.
Offline
Gdy tylko Kencie udało się obudzić Alexa, dał mu chwilę na poranne odświeżenie się w łazience, a sam się ubrał w swoje kimono. Kończąc się przebierać pozostało mu tylko czekać, aż Alex udostepni mu łazienkę. W chwili gdy chłopak wybiegł, tym samym udostępniając łazienke, Kenta wbiegł do iej i zaczął czesać swoje kłaki, które sterczały w każdą stronę. Skończył po chwili, więc rzucił się w stronę wyjścia z pokoju, przy tym wołając Alexa, żeby nie zostawał w tyle. Po chwil obaj wyszli z apartamentu na zajęcia.
KONIEC WĄTKU
Offline